czwartek, 5 lutego 2015

Odważny umysł: Płacz na zawołanie


Hej kochani! Wiecie, że zrobiłam sobie małą przerwę w pisaniu bloga, ale ona była naprawdę taka pyci pyci i już jestem:). Mała ulga potrzebna mi była, by zmotywować samą siebie ale też, by dać sobie odetchnąć, bo bądź co bądź nauka języka wyczerpuje, chociaż tak de facto nic za bardzo się nie robi. Ostatnio w szkole miałam coś na kształt wywiadówki, jest to tak jakby spotkanie z rodzicem, dzieckiem i mentorem i omawianie co się osiągnęło i co powinno się osiągnąć. Ja zostałam wychwalona na każdą stronę świata i wy pewnie cieszylibyście się z tego, z pochwał rzecz jasna? Cóż ja nie. Kiedy zaczęli mi słodzić ja się zwyczajnie rozpłakałam. Nie wiem co dokładnie było tego powodem ale chcę wam przedstawić moją krótką historię z płaczem na zawołanie.


Otóż, od kiedy pamiętam płaczę o wszystko. I to nie jest tak, że ja sobie płaczę, tupię nóżkami i zaciskam piąstki, bo taka mam ochotę i kaprys. Nie. Gdy przychodzi jakaś stresująca sytuacja, nie ważne czy negatywna czy pozytywna fala emocji, gdy jestem zła i smutna od razu w głowie mam takie ciśnienie i tak jakby ktoś mi uderzał o nią młotem. Przed oczami mam mroczki i łzy dają upust. To tak jakbyście czuli, że głowa to gotujący się czajnik z gwizdkiem i jeśli w porę nie zdejmiecie go z gazu to on wybuchnie. Potok łez to tak jakby ręka, która podnosi ten czajnik. Ale wtedy płaczę jeszcze bardziej, tylko, że już nie boli mnie tak głowa jakby chciała eksplodować. To naprawdę nie miłe uczucie i nie życzę go nikomu. 

Te moje bóle zdarzają się dość często, bo jestem bardzo wrażliwa i na ogól ryczę o wszytko, nawet na reklamie ze staruszkami, o "Mój brat niedźwiedź'' to nawet nie mówię. Przykład? Jeżeli kiedykolwiek widzieliście dziewczynę klęczącą pośrodku miasta i wyjącą jak wilk do księżyca na widok gołębia bez nogi, która krwawiła, a gołąbek nie mógł polecieć-to ja. Biegałam naokoło niego, dawałam mu chleb i chciałam zanieść do weterynarza, tylko nie wiedziałam, w którą to stronę, a nie bardzo chciano mi pomóc. Poszłam też już po karton do transportu do jakiegoś pobliskiego baru ale tam mnie wyśmiano i dano go z łaską. Tak kończy się każda moja przygoda z chorymi zwierzątkami-strach, płacz i panika. Nie świadczy to jednak, moi mili, o tym, że jestem słaba.

Płacz to nie oznaka słabości i nie wmówicie mi tego nawet jeżelibyście chcieli. Ja z bezradności nie płaczę, tylko mam coś na wzór ataków paniki ew. szału. Staram się nie pokazywać ich, by inni się o mnie nie martwili za bardzo. Gdy mam takie napady nie mogę złapać powietrza, to uczucie jakby to co nabieram do płuc parowało i nie dawało mi sposobności do oddechu. Nienawidzę tego szczerze ale nic konkretnie nie mogę z tym zrobić. Morał z mojej opowieści jest taki, byście nie lekceważyli osób płaczliwych, bo nigdy nie wiadomo co one naprawdę czują w środku i uwierzcie mi lub nie ale są jeszcze mocniejsze od tych, którzy takich udają. My nie musimy nic udawać, nie musimy kryć tego co czujemy. ,,Emocje to kule, a ty trzymaj pistolet." - Sulin Jesteśmy silni, wszyscy, tylko musimy nauczyć się z naszej siły korzystać.

Ten post jest poniekąd dla mnie prywatny i wahałam się czy go napisać. Mam nadzieję, że zrozumieliście chociaż kawałek mojej osoby przez tą historię z płaczem na zawołanie. Mam nadzieję, że nie jestem w tym sama. Może wy tak macie? Albo znacie kogoś takiego? Dajcie znać w komentarzach i nie zapomnijcie udostępnić jeśli wam się podobało! Buziaczki moje robaczki hihi papa!<3




8 komentarzy:

  1. Płacz nie jest oznaką słabości (przynajmniej dla mnie), nie da się wszystkiego wytrzymać czasem trzeba dać upust emocjom, też tak mam, mimo że nie chcę ale nie umiem inaczej, a okrutni ludzie tom wykorzystują, specjalnie mnie prowokują bo lubią patrzeć na czyjeś łzy...
    Dobrze, że dodałaś ten post bo widzę, że nie jestem jedyna i są też naprawdę wrażliwi ludzie...
    Zapraszam do mnie
    http://lexilux.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami trzeba sobie popłakać, to nie jest oznaka że ktoś jest słaby.
    nataa-liiaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja koleżanka zmaga się z atakami paniki i domyślam się jakie to jest ciężkie. Ja na szczęście nie jestem bardzo wrażliwą osobą. Znaczy no... zdarza mi się płakać. Jak widzę krzywdę zwierząt (oraz oglądając smutne filmy ze zwierzętami, np. Mój przyjaciel Hatchiko, ooo wtedy to ryczałam haha), smutnych starszych ludzi (płakałam oglądając teledysk do 'Say something'), filmiki na youtubie 'soldiers coming home' (czasami robię sobie takie maratony, bo chcę się wypłakać). Często płaczę z błahych powodów, np. rodzice zabronili mi gdzies jechać, nie mam kasy na coś. Takie pierdoły jednak łzy mi lecą. Czemu? Nie mam pojęcia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łzy, łzy, łzy. Ach, trzeba nauczyć się z nimi żyć. Ja płakałam dziś przy słowach: Whats does it mean to you when I say run like a girl?
      Its mean run as fast as you can.

      Usuń
  4. Jesteś głupią pipą, a ja jestem zakompleksionym hejterem! ♥
    Choć Cię kocham, bo jesteś moją miłością życia to i tak jesteś głupia. :/

    Twoja Jessika Chińcza. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żebym się przypadkiem nie załamała! :OO
      I też Cię kocham mycha<3

      Usuń
  5. Ja miałam dość podobnie kiedyś, z czasem mi to przeszło i teraz płaczę w miarę rzadko.

    www.cassey-cassey.com

    OdpowiedzUsuń

~Dziękuję serdecznie za każdy komentarz!
~Usuwam spam
~Szanuję TYLKO konstruktywną krytykę
~Proszę o kulturę słowa